niedziela, 24 maja 2015

"The Age of Adaline- Wiek Adaline"

Wróciłam, chyba..
Minęły prawie cztery miesiąc. Czas pędzi jak szalony, a ja chyba po prostu nie mogę się do tego przyzwyczaić. W każdym razie dziś mamy 24 maja, a więc dokładnie za 32 dni będziemy nareszcie wolni od szkoły i wszystkich związanych z nią obowiązków (tylko oficjalnie, bo już w połowie czerwca po wystawieniu ocen możemy sobie pozwolić na małe lenistwo). Nie mogę się doczekać, zwłaszcza dlatego, że ostatnie tygodnie były bardzo męczące. Ale dość już tego mojego gadania, bo dzisiejszy post jest o czymś zupełnie innym.

15 maja w polskich kinach można było zobaczyć premierę filmu "The Age of Adaline- Wiek Adaline". Opowiada on historię pięknej Adaline Bowman, która w wieku dwudziestu lat ulega wypadkowi. Od tego momentu przestaje się starzeć, a jej życie zmienia się w ciągłą ucieczkę. Nie potrafi znaleźć szczęścia w miłości, gdyż z nikim nie może się zestarzeć.

W końcu Adaline poznaje kogoś, kto sprawia, że chce się zatrzymać i wreszcie zacząć normalnie żyć. Nie jest to jednak takie proste. Dziewczyna staje przed trudnym wyborem- wieczna młodość czy wielka miłość?

Ten film można opisać tylko jednym słowem- genialny! Moim zdaniem nie można się do niczego przyczepić. Blake idealnie pasuje do tej roli, mogłabym ją oglądać bez końca. Wisienką na torcie jest świetnie dobrana muzyka. Na jednym ze zwiastunów możemy usłyszeć fragment nowej piosenki Lany Del Rey "Life is beautiful", nagranej właśnie na potrzeby filmu.
Uwielbiam Lanę i śmiało mogę powiedzieć, że jest mistrzynią soundtracków- jej piosenki "Big eyes", "Young and beautiful" oraz "Once upon a dream" pojawiły się w największych kinowych hitach takich jak "Wielki Gatsby", "Czarownica", "Wielkie oczy" (te filmy również warto obejrzeć).




Gorąco polecam ten film, z pewnością przypadnie do gustu wszystkim wielbicielom dramatycznych historii romantycznych na ekranie. Zostawiam link do polskiej wersji zwiastunu i życzę miłego niedzielnego popołudnia :*
https://www.youtube.com/watch?v=Q_IjWnUIMhU





niedziela, 14 grudnia 2014

Delirium.

"Czy gdyby miłość była chorobą, chciałabyś się wyleczyć?"

Zamknijcie oczy i przez chwilę spróbujcie wyobrazić sobie, że żyjecie w rzeczywistości, gdzie miłość traktowana jest jak groźna, śmiertelna choroba, którą trzeba wyeliminować. Nikt nie może myśleć o jakichkolwiek uczuciach, a co dopiero mówić o nich głośno. Wszystkie więzi międzyludzkie są puste, oparte jedynie na  słuszności i sztywnych zasadach.

Tak właśnie wygląda świat w pierwszej części trylogii autorstwa Lauren Oliver, pt. "Delirium".
Główną bohaterką jest Lena, wychowywana przez ciotkę po tym, jak jej ojciec zmarł, a matka popełniła samobójstwo, gdyż mimo trzech zabiegów nie zdołano jej wyleczyć z amor deliria nervosa. Dziewczyna po ukończeniu 18 lat ma zostać wyleczona i sparowana. 
Jej całe życie zostaje wywrócone o 360 stopni, kiedy poznaje tajemniczego Aleksa. Po pewnym czasie zakochują się w sobie i nie chcą żyć według narzucanych zasad. Planują ucieczkę do Głuszy, żeby tam w spokoju móc być ze sobą. Jednak na kilka dni przed tym ich sekret zostaje odkryty, a zabieg przyśpieszony. W ostatniej chwili Lena zostaje uratowana przez Aleksa. Jedyną rzeczą, która dzieli ich teraz od wolności, jest wysokie ogrodzenie pod prądem. Pierwszy tom kończy się w momencie, gdy dziewczynie udaje się przedostać na drugą stronę, ale niestety bez swojego ukochanego, który kazał jej biec, mimo wszystko, jak najdalej..


Ta książka dosłownie porwała mnie już od pierwszej strony. Jest tak wciągająca, że zaczynając, nie można się oderwać aż do ostatniej kartki, do ostatniego zdania, a i tak ma się ochotę przeczytać to jeszcze raz. Można śmiało powiedzieć, że jest tak samo świetna jak słynna "Saga Zmierzch"i "Igrzyska Śmierci", lub nawet jeszcze lepsza. Gorąco zachęcam wszystkim do sięgnięcia po "Delirium", jak i po kolejne części. Postaram się je zdobyć i przeczytać w  najbliższym czasie i napisać tutaj coś o tym.

Poszperałam trochę w internecie w celu znalezienia filmowej wersji. Dowiedziałam się, że książka ta miała się pojawić w formie serialu, ale stacja FOX odrzuciła produkcję serialu, przez co został udostępniony tylko jeden odcinek. 
Kompletnie zszokowało mnie to, że fabułę prawie 360 stronicowej książki okrojono na zaledwie 45 minut, pominięto kilka najważniejszych faktów i wydarzeń. Spodobało mi się natomiast wprowadzenie bohatera Juliana Finemana, granego przez Gregga Sulkina (według wersji książkowej pojawia się on prawdopodobnie w drugiej części).



Na koniec zostawiam wam bardzo ciekawy cytat z tej właśnie książki, który bardzo mnie zaintrygował. Życzę wam dobranoc i udanego tygodnia ;*